sobota, 10 stycznia 2015

Poznajmy się! Czyli moja włosowa historia i no poo :)

Na samym początku należałoby się przywitać, tak więc witam Was bardzo cieplutko ;)

Jak to już mamy za sobą, to wydaje mi się, że na miejscu będzie przedstawić moje włosy. 
Są one w kolorze jasnego blondu, chociaż często kolor ten zmienia się w zależności od tego jaki mają dzień i od tego jaka jest pora roku (wydaje mi się, że każdy naturalny blond tak ma). Oprócz tego od dziecka są one niestety cienkie... Pamiętam, że jak chodziłam do przedszkola mama nie czesała mi warkoczy, bo wyglądały jak mysie ogonki ;) Były jednak długie i proste. Po Pierwszej Komunii mama uparła się, żeby je obciąć. Jak chciała - tak zrobiła i skończyłam z włosami do ramion. Wtedy jednak coś się zmieniło, bo z prostych zrobiły się... falowane! Pamiętam, że ta zmiana bardzo mi się spodobała ;) Próbowałam je później zapuścić, ale niestety byłam bardzo niecierpliwa. Jak tylko włosy mi odrastały, to chodziłam je ściąć. I tak w czwartej klasie podstawówki, kiedy znowu poszłam dokonać "wielkiej zmiany" u fryzjera pokazano mi prostownicę... Przypominam sobie, że bardzo mi się spodobał efekt już zapomnianych prostych włosów, a fryzjerka śmiała się, że mama będzie mi musiała kupić prostownicę. Jak patrzę na to z perspektywy czasu to mam ochotę potrząsnąć tą panią. Od tego czasu zaczęłam wierzyć, że bez wyprostowania włosów moja fryzura nie wygląda dobrze. No i zaczęło się prostowanie! Wiadomo, że włosy zaczęły się niszczyć, co spowodowało, że po każdym umyciu głowy miałam "sianowate" fale, które po rozczesaniu były trochę rozprostowane ale bardziej napuszone. Jako jedyny ratunek uznawałam wtedy prostownicę. Przez trzy lata chodziłam do różnych fryzjerów. Każdy z nich widział, że moje włosy z natury się falują, jednak na koniec i tak prostował je. A ja dalej utwierdzałam się w przekonaniu, że bardziej twarzowo musi mi być w prostych włosach. Rzecz oczywista tak nie było. Po wyprostowaniu moje włosy szybciej się przetłuszczały i były jeszcze bardziej przyklapnięte. W efekcie wyglądałam jak zmokła kura. Na szczęście pojawiło się światełko w tunelu! Będąc w gimnazjum poszłam do salonu fryzjerskiego, który poleciła mi koleżanka. Pamiętam, że byłam bardzo zrezygnowana i zapytałam się fryzjerki co by mi poleciła. Zdecydowałyśmy się na ścięcie włosów na prosto do ramion, wycieniowanie ich, żeby były lżejsze i żeby wydawało się, że jest ich więcej oraz na ścięcie na krótko grzywki, również na prosto. I największy cud stał się przy modelowaniu! Otóż pani fryzjerka, jak wszyscy inni fryzjerzy, zauważyła, że moje włosy się falują iiii... pozwoliła im się naturalnie ułożyć! Pokazała ile pianki mam nakładać, żeby wydobyć skręt włosów i jak je suszyć, żeby to jakoś wyglądało. Może to niewiele, ale jak dla mnie to była ogromna zmiana. Od tego momentu prostownica dotykała jedynie mojej grzywki. Zauważyłam wtedy, że włosy miały tendencję nie tylko do falowania, ale i kręcenia. Przy dużej wilgotności powstawały naprawdę ładne loczki, szczególnie z krótszych włosów (czyli też z mojej grzywki -  wrrr...). W końcu postanowiłam iść krok dalej. Denerwowało mnie, że jeśli nie wystylizowałąm włosów to wyglądały jak siano. Poza tym robiło mi się smutno na widok długich, pięknych włosów moich koleżanek i ich fryzur. Z moich cienkich włosów nie można było zrobić nawet kucyka, bo wyglądał po prostu śmiesznie. Rok temu postanowiłam to zmienić. Zaczęłam czytać blogi włosomaniaczek i oglądać filmiki o włosach na YouTube. Kupiłam wcierki, maski, zaczęłam olejować włosy, myć je delikatnymi szamponami, pozwalałam im naturalnie wysychać, zabezpieczałam końcówki i podcinałam te zniszczone. Dzięki tej pielęgnacji włosy rosły szybciej niż zazwyczaj i zaczęły zdrowiej wyglądać. Niestety nadszedł dla mnie czas egzaminów... Przez stres, który im towarzyszył wypadła mi około połowa włosów z głowy... Nie przesadzam. Nawet ludzie z mojego otoczenia zauważyli, że moja fryzura straciła na gęstości. Na dzień dzisiejszy moje włosy sięgają do połowy łopatek, nadal są cienkie i falowane, teraz dodatkowo przerzedzone. Mają tendencje do przesuszania i puszenia się. Są jednak zdrowe, a to mnie cieszy najbardziej. 


Moje włosy po umyciu i nałożeniu maski.


Co jednak skłoniło mnie do podjęcia wyzwania no poo?
Przez ten rok włosomaniactwa miałam różne szampony. Zaznaczam, że każdy z nich był starannie wybierany. Słowem: stawiałam na jak najbardziej naturalny skład. Oczywiście oczyszczałam włosy dogłębniej mniej więcej raz na tydzień. Niby było wszystko dobrze, ale włosy nadal były tak jakby "tępe", szczególnie na drugi dzień. Nie spływały "naturalną taflą" tak jak w reklamach. 
Pamiętacie, że moim celem jest zagęszczenie włosów? Szukając "cudownego środka" natknęłam się na stwierdzenie, że włosy powinno się być codziennie, aby stworzyć dogodne środowisko cebulkom włosów. Zaintrygowana postanowiłam najpierw zobaczyć jak moje włosy reagują na drugi dzień po umyciu. Okazało się, że drugiego dnia wypadało mi więcej włosów niż pierwszego. Różnica w wypadaniu była znacząca, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że na drugi dzień włosy wyglądały na tyle nieświeżo, że konieczne było użycie suchego szamponu. Zachęcona tym faktem, zaczęłam myć włosy codziennie metodą OMO. 
Wszystko pięknie ładnie, więc czemu jestem niezadowolona? Otóż zaczęło mnie męczyć to codzienne mycie. Nie zawsze mam na to czas, a bez tego włosy na drugi dzień wyglądają bardzo nieświeżo. Tydzień temu przypomniałam sobie o filmiku pewnej Pani. Ona również miała problem z wypadaniem i puszeniem się włosów i winy dopatrywała się właśnie w szamponach! Pomogła jej właśnie metoda no poo. I znowu moja ciekawa świata dusza miała zajęcie ;) Czytałam i czytałam, aż zdecydowałam, że dość tej teorii i czas wypróbować to na sobie!
Skąd więc pomysł na tego bloga? Prawda jest taka, że metoda no poo jest na polskich stronach nieznana, a jeśli już to (opierając się na wypowiedziach w komentarzach) budzi postrach. Chcę więc, choć troszkę przybliżyć innym moją przygodę z no poo. Nie ukrywam, że będzie to dla mnie również motywacja, ponieważ odzwyczajenie skóry głowy od "chemikaliów" jest podobno ciężkie ;) 
Mam nadzieję, że rozwieję parę niejasności związanych z no poo, i po cichutku liczę na Wasz doping ;)

Pozdrawiam! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz